Oillan active, Bioaktywny balsam kojąco-ochronny
Kilka dni temu oddałam ten balsam w inne (dobre) ręce - z bardzo prostego powodu, otóż w tej chwili miałam 7 balsamów, w tym tylko jeden nieotwierany... Niemniej jednak jest to produkt na tyle ciekawy, że nie chciałam go zostawiać zupełnie bez słowa. Jest bezzapachowy, treściwy, lekko smużący i meeeega kojący dla skóry, ultrałagodny. Ja co prawda nie mam problematycznej skóry ciała, więc na co dzień nie potrzebuję, ale osoby ze skórą suchą, wrażliwą, czy atopową, ZDECYDOWANIE powinny zawiesić na nim oko. Ale, ale! Skąd wiem, że jest mega łagodny i kojący, skoro nie mam problematycznej skóry ciała? Otóż, wstyd się przyznać, ale... raz uratował mi... twarz!!! Dałam za dużo olejku eterycznego do glinki (się chlapnęło), twarz zareagowała bardzo silnym pieczeniem, podrażnieniem i takim zaczerwienieniem, że już w myślach słyszałam marudzenie męża z kategorii "co Ty żeś sobie znowu narobiła, Ty i te Twoje eksperymenty". Nie miałam w domu totalnie nic łagodzącego (nawet w apteczce), a potrzebowałam natychmiastowej ulgi, skóra piekła jak szalona. To było jedyne "coś" łagodzącego w moim domu. Uwierzycie, że chwilę po aplikacji czułam, jak z każdą SEKUNDĄ pieczenie gaśnie? Takie wiecie, 5, 4, 3, 2, 1... Mega ulga, z każdą chwilą było coraz lepiej, jakbym użyła czegoś przeciwbólowego ;) Zaczerwienienie też dość szybko zaczęło znikać, a już na drugi dzień skóra doszła do siebie. Balsam do ciała uratował mi twarz. Ryzykowne posunięcie, ale zadziałało! Mega polecam wrażliwcom (i gamoniom takim, jak ja)!